Choć osobiście nie zajmuję się sprzedażą podręczników szkolnych a antykwariat, który prowadzę skupia się bardziej na oferowaniu kolekcjonerskich książek. Rynek podręczników dla szkół jest dość ciekawy.
Założenie, że książka ma służyć latami odeszło do lamusa z dwóch powodów. Po pierwsze książki składane dla szkół są naprawdę kiepskiej jakości i po jednym roku używania można je dosłownie często sprzedawać na kartki. Powyginane okładki, rozlatujące się pierwsze strony, rozklejający się blok to zupełna norma w tym wypadku.
Drugi powód jest już nie taki prosty. Słabym biznesem dla każdego wydawnictwa szkolnego byłoby, gdyby nie kupowano jego produktów lub obracano nim na wtórnym rynku, co nie przynosiłoby mu praktycznie żadnego profitu.
Jak duże lobby interesuję się ciągłymi zmianami w edukacji trudno powiedzieć, ministerstwo dokonuje reform, co kilka, kilkanaście lat. Ciekawsze są jednak zabiegi doraźne. A tu mamy już całą gamę sztuczek, czasami dość kuriozalnych. Jak jedno zamienić w drugie, tylko, że z nową okładką. Najczęstsze zabiegi to dodawanie płyty cd lub dvd. Kto był w szkole parę lat temu zapewne pamięta jak często z tych płyt się korzysta. Poprzestawianie kolejności rozdziałów, dopisanie paru stron do podręcznika, zmiana numeru dopuszczenia lub nawet elementu graficzne na okładce książki.
Najbardziej bezczelnym chyba chwytem jest dogadanie z dyrekcjami szkół (najczęściej prywatnych) zaopatrzenia klas w podręczniki po preferencyjnych cenach. Nie dając możliwości co zaradniejszym uczniom kupienia ich w antykwariacie lub tanich księgarniach.
Gdzie są pieniądze jest jednak biznes, a nic nie wskazuje na to, aby wymów edukacji do 18 roku życia zniknął z jakichś magicznych powodów. Patrząc na ilości tworzonych uczelni wyższych i wszelkich innych form pochodnych uniwersytetom handel edukacją kwitnie w najlepsze.