Z piwnicy do pracowni
Kilka miesięcy temu, udało mi się kupić obraz, znanego malarza Franciszka Maśluszczaka. Sposób jego przechowywania miał niestety wiele wspólnego z losem bohaterów jego obrazów. Był on po przejściach i widać było, że mógł należeć do jednej z doświadczonych negatywnie losem postaci. Duży olej, namalowany w 1986 roku o bardzo matowym połysku przechowywany był w małym miasteczku na terenie Zachodniopomorskiego. W takich miejscach autor obserwował rzeczywistość, którą później oddawał na swych płótnach. Ślady odciśniętego blejtramu z wykruszeniami i słabo widoczny dopisek markerem “Temu kturemu obiecałem” – pisownia oryginalna. Nierealnym było, aby kolekcjoner tak potraktował kupiony obraz. Jedna z pierwszych hipotez, jaka się nasunęła, to że trafił on w ręce. jednego z malowanych bohaterów.
Po udanej konserwacji, w której dokonano konsolidacji warstwy malarskiej, punktowania i usunięcia napisu obraz mógł opuścić pracownię. Płótno od strony blejtramu zostało zabezpieczone polialkoholem, co związało grunt i farbę malarską.
Technika oleju u Franciszka Maśluszczaka występuje rzadziej niż akryl, czy akwarela. Od strony technicznej farba na obrazie ma bardzo matowy odcień, czasami na ten sposób malunku używa się określenia “chudy olej”. Farba została prawdopodobnie wymieszana z terpentyną. Jest to sposób rzadziej wykorzystywany w malarstwie olejnym.
Trzeba pamiętać, że obraz powstał w roku 1986, nie zawsze malować można było wtedy wszystkim, czym się chciało. Już w tak wczesnych latach jednak autor był znany z cenionego dorobku artystycznego. Na plecach obrazu znajdziemy czerwoną czcionką pieczątkę, o zakazie wywozu za granicę.
Bajkowa makabreska
Czytając i oglądając wywiady oraz spotkania z autorem. Uwagę przykuwa jeden fakt. Otóż na otwarciu wystawy w Białej Podlaskiej w 1992 roku mówi On w obecności kamery, że jego malarstwo, to jak najbardziej realizm. Zadziwia to, że dokonuje on takiej konstatacji, gdy jego twórczość zaliczana, jest do metaforyzmu. Jednak jest ona jak najbardziej poprawna logicznie. Franciszek Maśluszczak wspominał wielokrotnie, że interesuję go treść – myśl. To właśnie ją stawiać będzie wyżej od przemijającej chwili światła, jak u impresjonistów, czy abstrakcji, która jest zabawą – grą z formą. Mimo deformacji postaci, jakie przedstawia stara się On uchwycić rzeczywistość taka jaką jest, a właściwie jak ją zapamiętał i zrozumiał. Nie chce On odtworzyć mimetycznej kopii przedstawianego obrazu, a zamknąć się z daną sceną – procesem we własnych myślach i wykreować jak realnie widział i odczuwał bohaterów. Jak sam mówi trudno odseparować własne przeżycia i postrzeganie od dzieła, które się tworzy. Warto się w tym procesie skupić na tym, że inni daną scenę widzą w podobny sposób. Mimo przekrzywionej, narkotycznej architektury i nienaturalnych, wręcz upośledzonych proporcji bohaterów oddaje rzeczywistość w sposób nierozerwalnie się z nią kojarzący. Stąd pojawia się tu realizm w jego twórczości. Nie stygmatyzuję On swoich bohaterów, wręcz odwrotnie, przygląda się im z uwagą, obserwuje. Stara się oddać, co czują i przełożyć to na język kształtu ich ciała. Jak sam mówi, piękne nie musi być to, co jest wymuskane, wypolerowane, czasami piękne może być to zużyte, ubłocone (…).
Czuję jeszcze mocniej
Obraz jest olejem na płótnie, o wymiarach 81 x 60 cm. Namalowany w 1986 roku kojarzyć się może od katastrofy w Czarnobylu, po koszmar II Wojny Światowej. Charakterystyczna rwana czerwień, bliska jest przeżyciom wojennym i losom ludzi po wojnie, zwłaszcza różnych kultur, do której autor często się odwołuje mieszkając w okolicy wielokulturowego Zamościa.
Trzech bohaterów na tle cmentarza i gnącej się architektury idzie w jedną określoną stronę. Zachodzi między nimi ścisła zbieżność, “przywódca” trzymający kij ciągnie za rękę młodszego. Pierwszy z niezadowoleniem i chęcią udowodnienia czegoś. Może z potrzebą organizacji i przewodzenia. Drugi negujący jego pomysł. Niższy, mniej pewny, nie zgadzający się z jego celem, albo sposobem jego realizacji. Trzeci, trzymający złożone ręce, jakby się modlił, trochę bezwolny. Proszący o coś, ale bez okazywania paniki. Jakby tęsknił za czymś i pokutował zarazem. Swą głową, bez szyi wznoszący wzrok ku niebu. Wszyscy trzej na planie soczystej zieleni, jak gdyby letniej. Na drugim planie nagrobek i drzewa w jesiennej czerwieni. Krwawej, nieobecnej, pozbawionej życia lub powoli usychającej. Na planie trzecim, najdalszym widoczne domy z wyraźnie, choć nienachalnie gnącymi się ścianami, sprawiające wrażenie, że w tym obrazie i tym miejscu coś jest nie tak, że emocjonalnie coś powinno odbywać się inaczej, lecz właśnie tak wygląda ugięcie ta sytuacja i rzeczywistość.
Dzieło w świetny sposób łączy średniowieczne inspiracje autora od pielgrzymek pokutnych, przez doświadczenia traumatyczne związane z wojną, być może rozstrzeliwania, po architekturę zdającą się wyginać w dół do obserwatora, jak kiedyś do wiernych w gotyckich katedrach. Niezależnie od kontekstu sytuacji, celu wędrówki, a może zwykłego spaceru obraz jest niezwykle silnie nacechowany emocjonalnie. Przygnębiający, przytłaczający, ale realnie przedstawiający rzeczywistość Polski, sprzed ery transformacji.
Polecam go zdecydowanie, jako przykład specyficznego, ale treściowo bardzo przemyślanego malarstwa i fragment społecznej historii, przedstawionej w artystycznej formie.