Tytuł wpisu nie ujawnia tu zbytnio “co autor miał na myśli”. Za bardzo się temu nie dziwię, ponieważ czytając i przeglądając kilka, może kilkanaście książek “o książkach” nie natknąłem się na to, co określa się jako “malarstwo krawędzi” (For edge painting).
To, że starodruki, które spotkać możemy na półkach antykwariatu mają złocone lub czerwienione brzegi kart to rzecz całkiem normalna. W XVIII wieku w wielu książkach wydanych wtedy we Francji to prawie, że standard. Tym bardziej ciekawe jest to, że nieliczne z tych barwionych, ale już XIX wiecznych pozycji po umiejętnym wygięciu bloku układają się w obraz!
Zdecydowanie lepiej jest tu pokazać o czym mowa, niż o tym pisać. Wygląda to mniej więcej tak:
To jednak nie wszystko ponieważ trafiają się książki, które posiadają podwójnie malowane krawędzie. Efekt jest dość oszałamiający…
Najstarszym dowodem Tego niecnego procederu ukrywania obrazków jest Biblia wydana około 1650 roku, lecz starodruki z XVII wieku z tego typu zdobnictwem należą do rzadkości. Domniemywa się, że pierwsze rękopisy jakim malowane brzegi pochodziły aż z X wieku.
Rozkwit nastąpił rzecz jasna w XIX wieku, kiedy to litografia, zmiana oprawy książki oraz jej wydawanie na masową skalę dały nowe możliwości. Tu możemy się zastanawiać jak wiele z nich przetrwało do naszych czasów, nawet nie z racji zagubienia, czy zniszczenia, ale zwykłego wytarcia. Przy wielu stronach tytułowych liczących paręset lat wydanych w technice drzeworytu widzimy bardziej wytartą prawą stronę karty. Zwyczajnie większość osób jest praworęczna, a kartę trzeba jakoś przewrócić. Wtedy wyciera się też odcisk z klocka.
Na koniec polecam drobny film, który pokazuje magię książek z malowanymi brzegami, które niestety bardzo rzadko można uświadczyć w antykwariacie.