Giełda Kolekcjonerska w Łodzi 2023 – Relacja

 

 

Dojazd

Tydzień temu, to jest 18 i 19 marca 2023 roku odbyła się 40 Giełda Kolekcjonerska, organizowana przez Moto Weteran Bazar w Łódzkiej Hali Expo. Zanim udało mi się zameldować w hotelu na Piotrkowskiej do pokonania miałem około 5 godzin jazdy.

Korzystając z trasy przez S3, która jest chyba największym darem od niebios w komunikacji Szczecina z południem (czyli praktycznie z całym krajem) i już mniej dobrotliwej autostrady A2 mogłem zamknąć Antykwariat w piątkowe popołudnie około godziny 15.00. O ile drogę S3 pokonuje już praktycznie na autopilocie, jeżdżąc często w góry i z powrotem (jeden dzień), to skręt na wschód nie był już tak przyjazny. Dla portfela zwłaszcza. Odrobiwszy lekcje z metod płatności na autostradzie, na pierwszej możliwej stacji Orlen zakupiłem Bilet Autostradowy za całe 9,90 zł – niedrogo, przynajmniej na razie. Niestety biletu nie kupimy na dowolnej stacji, jak również nie kupimy go razem z paliwem. Zakupy osobno, bilet jako odrębna płatność. Niby drobiazg, ale uwzględniając dodatkowy zjazd na stację budzi drobną irytację. Bilet obowiązuje na odcinek autostrady Konin – Stryków, gdzie przez bramki przejedziemy bez kontroli, ale z koniecznością zakupu przejazdu przez ten odcinek. Poinformują nas o tym tabliczki z logiem E-Toll nad bramkami. Możemy oczywiście skorzystać też z państwowej aplikacji, do czego jest mało chętnych, a jeszcze mniej chętnych znajdzie się do wyrażenia pozytywnej opinii z jakości jej działania.

Mając już spokojna głowę, o potencjalny mandat w wysokości 500 złotych, za nie opłacenie przejazdu (Podobno rzadko przychodzą, ale wolałem tego nie testować) ruszyłem w dalszą drogę. Na stacji jeszcze tylko grzeczna odmowa kupna perfum:  “damskie… a może męskie” od Cyganów, Romów lub innych mniejszości. Mimo odmowy, perfumy zostały mi jeszcze zaproponowane 3 razy, ale za każdym razem przez innego sprzedawcę.

Za pierwszy odcinek po zjeździe z drogi S 3 jadąc w kierunku w Poznania zapłacimy 36 złotych. Dość dużo zważywszy na to, że na drodze jest mocno tłoczno, a pierwsza bramka pojawia się zaskakująco szybko po zjeździe. Za drugi – dłuższy płacimy 28 złotych, przy trzecim pojawia się reakcja “Co?! Znowu bramki”, ale płacimy następny raz 28 pln. Za ostatni odcinek z bramkami zalepionymi taśmą i “swobodnym” przejazdem płacimy wcześniej wspomnianym biletem autostradowym lub E-tollem. Daje nam to 102 złote za przejazd około 290 kilometrów. Na trzeciej bramce, postanowiłem, że w drodze powrotnej wracam przez Bydgoszcz 😉

Do hotelu, a właściwie pokoju do wynajęcia z bookingu, na ulicy Piotrkowskiej udało mi się przyjechać około godziny 20.00. Samo parkowanie i błądzenie po zakamarkach łódzkich podwórek to rzecz tutaj do pominięcia. Wystarczy napisać, że Łódź jest miastem specyficznym. Z jednej strony pięknym, ceglanym, fabrycznym i z historią klasy pracującej. Z drugiej dającej wrażenie, że II Wojna Światowa była straszna, ale może warto byłoby sprzątnąć po niej gruzy w labiryncie kamienic i oficyn.

 

Giełda, czyli kto pierwszy, ten dłużej się później targuje

 

Pobudka o godzinie 5.30 rano i szybka kontrola, czy auto nigdzie nie odjechało. Do Hali Expo z Łódzkiego centrum jest dość blisko, niecałe 10 minut autem. Regularne, ale droższe wejściówki można było kupić od godziny 7.00. Jeśli znajomi mieli opaskę uprawniającą do wstępu, jako handlarz, na Giełdę można było wejść trochę wcześniej. Nie wróżyło, to w cale znacznych sukcesów, ale zawsze warto być wcześniej. W całej sali widać było rozkładających się szybko handlarzy. Targi podzielono na dwie części. Przygotowane stoły w jednej połowie, na nich wykładały się głównie osoby z monetami i mniejszymi przedmiotami kolekcjonerskimi. Na drugiej wolna, większa przestrzeń do własnego zagospodarowania pod antyki, militaria lub numizmatykę i odznaczenia, ale już na własnych stołach handlowych. Poranek z przygaszonymi jeszcze światłami nie przyniósł wcale wyjątkowych rezultatów. Większość wystawiających się osób, na giełdzie tej wielkości, jest świadoma realiów cenowych lub próbuje sprzedać swoje rzeczy trochę powyżej ceny rynkowej. Kilka banknotów i i odznaczeń z rana udało się nabyć od osób mało zainteresowanych tymi przedmiotami, a wystawiającymi się z innym rodzajem towaru. Na stoiskach numizmatycznych ceny były wyjątkowo równe. Na wszystkich walorach kolekcjonerskich, które można łatwo sprawdzić, takich jak monety lustrzanki 10 – 20 złotych, okolicznościówki z II RP, jak Nike, czy Sztandar nie odbiegały one od siebie zbytnio. Dobra sytuacja, gdy ktoś szuka konkretnej monety pod zamówienie i ma na nią odbiorcę, ale na okazje nie ma co liczyć.

Druga połowa sali z antykami i większą różnorodnością towaru dawała większe okazje o trafień. Plusem antyków z handlarskiego punktu widzenia, jest że mają one większy przedział ceny realnej do sprzedania. Przy wszystkich przedmiotach opisanych w katalogach ceny są zdecydowanie bardziej sztywne. Wybór tematów na łódzkiej giełdzie jest duży, ale nie nieograniczony. Niestety nie widziałem nic z dobrego malarstwa, choć na giełdach trafia się ono niezwykle rzadko i nadal pozostaje w domenie aukcji stacjonarnych, często przepłaconych kilkukrotnie. Moje zainteresowanie wzbudziła cukiernica Norblina, przywieziona z Niemiec, od handlarzy, których czasem mijam w Berlinie na giełdzie – Flohmarkt Karlshorst. Co do ceny niestety się nie spotkaliśmy, ale wymieniliśmy doświadczenia w sprzedawaniu tutaj i “za Odrą”. Ciekawszym trafieniem z targów był komplet sztućców Hefry w idealnym stanie i secesyjna patera od miłego Pana w kapitańskiej czapeczce, którego nazywają po prostu “Kapitan” 😉

Na tego typu wydarzeniach warto kupować oferty hurtowo, nawet jeśli cena części pojedynczych przedmiotów w zestawie będzie niekorzystna, to wyjdzie się na plus, na całości. Tym sposobem nie myśląc za wiele stałem się posiadaczem prawie 40’stu Małych Modelarzy i Planów Modelarskich, które zostawiłem u znajomego handlarza. Nie zniechęcając się brakiem sukcesów z rana, krążyłem dalej po giełdzie, spokojnie proponując swoje ceny, na interesujące mnie przedmioty. Sprzedający widząc, że nie ma chętnych w ich cenach częściowo przystawali wtedy na propozycję, nie chcąc wieźć towaru z powrotem do domu lub chcąc odblokować gotówkę. To rzadziej spotykana przeze mnie specyfika giełdy. Zazwyczaj po kilku pierwszych godzinach nie ma już niczego w atrakcyjnej cenie, tu po paru godzinach, dopiero zaczyna się handel.

Patrząc na zegarek, że zbliża się 7 godzinna chodzenia po hali zacząłem powoli zbierać zakupy pozostawione u znajomych ze Szczecina. Tu podziękowania, że mogłem część z nich zostawić u Wojciecha z Salonu Numizmatycznego Da Sorores na Szczecińskim prawobrzeżu. Wystawiający się dopiero teraz zaczynali mieć tłok odwiedzających giełdę, choć nie zawsze przekładało się to na kupujących. Tego typu wydarzenia przyciągają sporo osób, dla których zobaczenie większej ilości antyków i przedmiotów kolekcjonerskich jest po prostu atrakcją i możliwością zobaczenia czegoś nowego.

 

Przez lasy Pomorza do domu

 

Powrót poza opłaceniem parkingu okazał się bezproblemowy. Loga reklamowe kolejnej aplikacji z informacją, że nie trzeba czekać do parkomatu (kolejka wynosiła gdzieś z godzinę) niestety na nie za wiele się zdały. Wraz z lokalnymi odwiedzającymi próbowaliśmy zapłacić za parking aplikacją, ale po dodaniu karty płatniczej, zawieszeniu apki kilka razy i braku możliwości zapłacenia Blikiem poddaliśmy się razem. Na szczęście zajęta wcześniej przez nich kolejka i uprzejmość zapłacenia wraz z nimi zaoszczędziła mi sporo czasu, za co serdecznie dziękuje!

Wybranie drogi powrotnej przez Bydgoszcz było turystycznie i psychicznie świetnym pomysłem. Autostrada A1 zaczynająca się zaraz po korkach w centrum spokojnie doprowadziła mnie na północ aż do momentu skrętu na zachód na wysokości Torunia. Dalej podróż przebiegała drogą nr 10. Jeśli nie goni nas czas lub wprost odwrotnie, gdy posiadamy auto z możliwością skutecznego (bezpiecznego) i pewnego wyprzedzania jest to bardzo dobra alternatywa na dotarcie do Łodzi. Podróż zajmuje wtedy w moim przypadku 30 minut dłużej, ale oszczędzamy sto złotych na autostradowych bramkach i możemy mknąć przez Kujawsko – Pomorskie lasy, co nastraja pozytywnie, a pofałdowanie terenu pokazuje, że nie cała Polska jest płaska jak naleśnik. Jeśli lubimy szybszą jazdę, to nie zwalnia nas to jednak ze wzmożonej ostrożności, na trasie między Toruniem a Szczecinem jest około siedmiu foto radarów, oczywiście oznaczonych. Znajdują się one we wsiach miasteczkach i jeden na skrzyżowaniu dróg. Wystarczy jednak obserwować znaki i to co się dzieje na drodze, aby uniknąć pocztówki ze zdjęciem po paru tygodniach. Bynajmniej nie kolekcjonerskiej 🙂

Łódzka Giełda w pełni zasługuje na status Ogólnopolskiej, może nawet europejskiej. Nie znajdziemy na niej wyjątkowych okazji, a jadąc ze Szczecina i z powrotem musimy liczyć się z kosztami rzędu 1000 złotych za paliwo i hotel, ale ewidentnie jest to wydarzenie warte odwiedzenia. Odnośnie Łodzi to warto sprawdzić, czy w ulicy w której mamy zakwaterowanie jest zakaz wjazdu, czy obok znajduje się parking, w tym strzeżony i czy okolica jest bezpieczna. Łódź jest miastem osobliwym i na swój sposób pięknym, ale jego duża część przypomina pomieszanie szczecińskiego Skolwina z mało urokliwym Śródmieściem. Jeśli sprawdzi się lokalizację to wszystko powinno być w porządku. Inaczej tak jak ja, możecie być zmuszeni do parkowania na Marsie 😉

 

 

Łódzki parking w centrum miasta

 

Antykwariat Synopsis monety